Brzmi prawie jak: Turbo w 1987
Warszawska ekipa na żywca zupełnie mi nie wchodzi. Muza nie
siedzi, wokal Mili i sama ona gdzieś poza, a reszta bal manekinów i pełen
rozjazd. Tym bardziej zaskakuje niniejszy, udany minialbum. Gdyby tak studyjną
dyscyplinę przenieść na sceny... Ech, pożartować zawsze można. „Spalone miasto”
to ciekawa próba zagrania w stylu Turbo z „Ostatniego wojownika”. Jest klimat,
są niezłe numery, opętańczy wokal. Brakuje jednak błysku. Solówek.
Rozpoznawalności poszczególnych kawałków. Nie jest to tak złe jak ich koncerty,
ale czegoś wciąż brak. Znajdą, nie znajdą? Czas pokaże. Więcej na
www.metaliator.pl
Vlad Nowajczyk [5.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz