Brzmi jak: brutalny thrash z polotem
Jakoś tak bez przekonania odpaliłem ten krążek i musiałem
dziwnie wyglądać, czekając na córkę na korytarzu Pałacu Młodzieży, bowiem
machałem banią przez 42 minuty. Kark mnie boli, co teraz pocznę? Włączę „Metal
Heritage” ponownie. Choć chwyciła za pierwszym razem, wciąż intryguje. Wpływy
thrashowe wczesnoniemieckie (Deathrow, Deathrow, Deathrow, Violent Force,
Kreator) i amerykańskie (Exodus), delikatnie podlane czarnym sosem śmierci
(Possessed, debiut Death) i wymieszane na poziomie, jakiego po debiutantach się
nie spodziewałem. Fakt, Dangerous istnieją już niemal dekadę, ale to jest cios!
Potężny, ciężki a jednak wyrafinowany thrash. Ileż tu się dzieje! Show, od
pierwszego walnięcia w cztery struny,
kradnie kolegom Jonathan Reign. Pozostali mu nie ustępują, ale zrobili w
miksie sporo miejsca na bulgoczące, kipiące agresją basiwo. Świetnie skrojone
kawałki. Od niecałych trzech do epickich siedmiu minut. Chile w ataku, a za
parę dni przyjdzie nowy album Nuclear!
www.facebook.com/dangerousthrash
Vlad Nowajczyk [9.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz