Metropolitan Edge
Brzmi jak: wyemancypowane dzieci Nevermore
Spadek formy? Tak sądziłem początkowo, ale drugi krążek
niemiecko-turecko-chilijsko-izraelskiego kwartetu zażarł po kilku
przesłuchaniach. Paradoksalnie, brakło mi tego, za co ich ganiłem:
bezpośrednich wpływów Nevermore. „Dawn Of The Deaf” jest bardziej złożona od
poprzedniczki. Mniej tu oczywistych melodii i niemal zupełnie brak czystego
śpiewu. Roland spokojnie daje sobie radę, wrzeszcząc, ale gdzieś z tyłu głowy
pozostaje świadomość, iż potrafi o wiele więcej. Instrumentalnie dominują riffy
a’la (dociążony maksymalnie) wczesny Dream Theater. O krok od muzycznego
onanizmu, lecz nadal po dobrej stronie. Imponujące partie solowe, którym
wszystko podporządkowano. Ostatnie dwa kawałki pokazują, że Roland nadal umie
śpiewać, a rezygnacja z podążania po śladach Warrela i spółki jest decyzją
świadomą, choć trudną.
www.facebook.com/theoutside.metal
Vlad Nowajczyk [8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz