piątek, 29 stycznia 2016

THE OUTSIDE „Dawn Of The Deaf”



Metropolitan Edge
Brzmi jak: wyemancypowane dzieci Nevermore
Spadek formy? Tak sądziłem początkowo, ale drugi krążek niemiecko-turecko-chilijsko-izraelskiego kwartetu zażarł po kilku przesłuchaniach. Paradoksalnie, brakło mi tego, za co ich ganiłem: bezpośrednich wpływów Nevermore. „Dawn Of The Deaf” jest bardziej złożona od poprzedniczki. Mniej tu oczywistych melodii i niemal zupełnie brak czystego śpiewu. Roland spokojnie daje sobie radę, wrzeszcząc, ale gdzieś z tyłu głowy pozostaje świadomość, iż potrafi o wiele więcej. Instrumentalnie dominują riffy a’la (dociążony maksymalnie) wczesny Dream Theater. O krok od muzycznego onanizmu, lecz nadal po dobrej stronie. Imponujące partie solowe, którym wszystko podporządkowano. Ostatnie dwa kawałki pokazują, że Roland nadal umie śpiewać, a rezygnacja z podążania po śladach Warrela i spółki jest decyzją świadomą, choć trudną. 
www.facebook.com/theoutside.metal
Vlad Nowajczyk [8]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz