SPV/ Steamhammer
Brzmi jak: stary, dobry Running Wild
Ostatnią znośną, bo nie dobrą przecież, płytą Rolfa i
personelu (nie mylić ze spółką) było „The Brotherhood”. Katastrofalne „Rogues
En Vogue” i pożegnalny koncert, reaktywacja po roku i jeszcze gorsze „Shadowmaker”
oraz „Resilient”. Czy czekałem więc na „Rapid Foray”? Nie, nie czekałem.
Konieczność zrecenzowania tego krążka była dla mnie złem koniecznym.
I oto stała się pirackość. Znów. Rolf odzyskał wenę i
energię. Żaden z jedenastu numerów nie
wali sandałem, nie znajdziecie tu wymuszonego rzępolenia. Świetne refreny
wróciły, śpiewanie wspólnie z Rolfem włącza się już przy drugim odsłuchu.
Zaskakuje instrumentalny „Nautilus”, kojarzący się z… The Mission. Całości słucha
się bardzo dobrze, śmiało można postawić „Rapid Foray” koło ostatnich znośnych
płyt. Ba, przesunąłbym ją w stronę „The Rivalry”. Czy to najlepszy Running Wild
od 18 lat? Dokładnie tak.
www.facebook.com/runningwildmusic
Vlad Nowajczyk [8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz