Minotauro Records
Brzmi jak: klasyczny thrash
Jedyny pełny album nowojorskiego Savage Thrust spóźniony był
o dobre dwa lata. Ujrzał światło dzienne w 1990 roku za sprawą meksykańskiej
firmy Avanzada Metalica. Nie stanowił on jednak początku ani końca muzycznej
drogi zespołu. Wcześniej były dema i singiel, później dwa kolejne dema.
Wszystko to, wraz z materiałami koncertowymi, znalazło się na niniejszej, wypasionej
reedycji. Rozkładane, kartonowe pudełeczko mieści dwie płyty, tonę zdjęć i flyerów
oraz potężny objętościowo wywiad z kapelą. Dwie rzeczone płyty zaś to ponad 150
minut klasycznego thrashu, który z czasem zmienił się niepokojąco… Nie
uprzedzając faktów, ST łoili fajną mieszankę Exodusa, Megadeth, Slayera,
OverKill (początkowo). Inspirowali się wspomnianymi + Nasty Savage i Vio-lence
(88-90), wreszcie zgubili trop. Dema z 1991 to porażka artystyczna, choć
technicznie nie można im nic zarzucić. Pierwsze stanowi czystą zrzynkę z „AJFA”
Metalliki, drugie – z Megadeth. Nic dziwnego więc, że zespół padł na pysk.
Brakło tylko Pantery.
Schyłkowe demówki traktować należy jako ciekawostkę, natomiast
wszystko wcześniej porządnie kopie zad. Forma wydania tej kompilacji cieszy
oczy. I o to chodzi.
www.facebook.com/savagethrust
Vlad Nowajczyk [-]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz