czwartek, 24 kwietnia 2014

NEMESIS „Forever In Metal”

Brzmi jak: doskonały brytyjski heavy metal
Pal licho nazwę, Nemesisów było już sporo, w tym jedynie słuszny pre-Candlemass. Chędożyć logo, stworzone przy pomocy jednej ze standardowych czcionek MS Word. Przymknąć oko na mizerną okładkę. Puścić mimo uszu intro, brzmiące jak popłuczyny po HammerFall. Po „pełnym półtorej minuty” (kłania się Al Bundy) zaczyna się uczta. Już pierwszy riff zwiastuje wielkie pierdolnięcie. I tak się dzieje. Kwartet z wyspy Guernsey to nie młodzież. To rówieśnicy Hell, pogrobowcy NWOBHM. Porównanie zasadne, bowiem tu również mamy do czynienia z kręgosłupem NWOBHM, obudowanym nowszymi wpływami. Nowszymi, taaak. Sięgającymi aż „Dehumanizer” Black Sabbath. Nawiązań do Sabbs z Dio słychać tu więcej, jako że Danny Joyce dysponuje potężnym, czystym głosem. Kompozycje doskonałe. Płyta ma prawie godzinę, a wydaje się o połowę krótsza. Dzieje się. Ani sekundy nudy. Cały skład Nemesis to grajkowie ekstraligowi. Brzmieniem zajęli się sami i zrobili to świetnie. Dlaczego zatem mało kto słyszał o tej genialnej kapeli? Patrz początek recenzji. A teraz nadrabiać. Jest co. Więcej na www.thenems.com

Vlad Nowajczyk [9]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz