niedziela, 25 lutego 2024

RAGE “Afterlifelines”

 

Steamhammer / SPV

Brzmi jak: czyste złoto

Usłyszawszy singlowy “Under A Black Crown”, obawiałem się nieco o jakość nadchodzącej płyty. Czadowe oblicze Rage cenię, kręciłem jednak nosem na nu-metalowe (djentowe?) rozwiązania rytmiczne. Dzień później nadeszła wyczekiwana przesyłka z Niemiec i... wpadłem po uszy.

Fanem Rage jestem już od ponad trzech dekad, z wyłączeniem czterech ostatnich płyt ze szkodnikiem Smolskim i szczerze kibicowałem wychodzeniu z artystycznego dołka. Ostatni krążek wydawał mi się, niepokojąco, nieco słabszy od poprzedniego. Zapowiedź wypuszczenia studyjniaka podwójnego uznawałem za przejaw nadmiernej ambicji Peavy’ego. Wtem...

Otrzymałem album, na którym zgadza się absolutnie wszystko. Każdy kawałek jest na swoim miejscu, każda nutka pasuje doskonale. Niemal 86 minut power metalu wybitnego. Od czadu z singla do przepięknego, lirycznego “In The End”, Peavy zdaje się być u szczytu twórczych możliwości. Mam przy tym nadzieję, że zadba o zdrowie, wygląda bowiem niepokojąco. Sam ważyłem parę lat temu 153,5 kg, a potężny lider Rage wygląda na więcej.

Wracając do muzy – każdy fan tego zacnego zespołu znajdzie tu wszystko, co kocha. Czy “Afterlifelines” mogą przyciągnąć nowych maniaków? I owszem, pojawiły się bowiem kawałki, które mają szanse zostać nowymi klasykami. Przyznaję, nie spodziewałem się aż takiego ciosu. Wiele bym dał, aby inni moi dawni idole potrafili zrobić porządek w swoich kapelach i grać dalej z zastrzykami świeżej krwi. Peavy to weteran o duszy dzieciaka. Bądźmy jak Peavy. Płyta roku już dziś? Na razie nikt im nie podskoczy.

https://www.facebook.com/RageOfficialBand

Vlad Nowajczyk [10]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz