wtorek, 28 października 2025

FINAL FORTUNE “Resurrection”

 

Brzmi jak: NWOBHM z trwałą ondulacją

Po dwunastu latach działalności. Kwintet z Koblencji dochrapał się pełniaka. I to jakiego! Dyć tu są same hity w liczbie dziesięciu! Ale po kolei. Umieją chłopaki grać i śpiewać, fakt nie opinia. Komponować też potrafią, nie ma na “Resurrection” ani jednego słabszego numeru. W lepszych dla radia czasach całość wylądowałaby na listach metalowych przebojów. Rockowych w sumie też, bo ta przebojowość wykracza nieco poza ramy metalu. Ot, NWOBHM  spotyka Dokken oraz wczesne Bon Jovi.

Ależ NWOBHM właśnie na tym się przejechało, wiele kapel zdechło a inne (Saxon!) długo musiały odbudowywać renomę – powiecie. Zgoda. Był to jednak efekt nieudanego pudrowania muzyki oryginalnie znacznie ostrzejszej, połączone z próbą odcięcia od korzeni. Fałsz słyszalny i odczuwalny, pozeriada. Final Fortune niczego nie udają i to słychać.

Zajebisty od początku do końca jest ten krążek. Punkt jednak odjąć muszę za brzmienie perkusji. Nie wydaje mi się przy tym, by słuchacze się na nim nadmiernie koncentrowali. Uzależniające melodie nie pozwolą.

https://www.facebook.com/FinalFortuneBand

Vlad Nowajczyk [9]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz