Evil Family
Brzmi jak: wczesny Sodom
Nieczęsto trafiają do nas płyty z Tajlandii, na rozwój tamtejszej sceny trzeba jeszcze poczekać. Nie bez przyczyny Killing Fields łoją pod wczesny Sodom, wszak Niemcy byli pierwszą zachodnią formacją, która wystąpiła w Bangkoku. Całkiem znośne granie, oczywiście zero odkrywczości, żadnego mieszania ani technicznych wygibasów. Prostackie umpa umpa, jakbyśmy byli w 1982 roku w kopalniach Ruhry. Osiem numerów, niecałe pół godziny, na tyle fajne że spokojnie można posłuchać dwukrotnie z rzędu, przy okazji przeglądając booklet. Zespół prezentuje się arcykomicznie, bowiem składa się z dwóch Flipów i dwóch Flapów w wersjach krótko- i długowłosej. Brakuje tylko strojów a’la lata 20-te. Ale aż tak daleko się przecież cofać nie będą. Następny krążek zapewne będzie ciekawszy, ale i na ten warto rzucić uchem. Więcej na www.myspace.com/killingfieldsband
Vlad Nowajczyk [5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz