Brzmi jak: heavy metal punk
Punkowcy nie przepadają za heavy metalem z różnych powodów. Śmiesznym wydaje się pojazd na daleko ambitniejsze dźwięki ze strony wyznawców zasady „dwa akordy, darcie mordy”, ale cóż... Ideologicznego podejścia nie przeskoczysz. Pochodząca z Seattle grupa Zero Down postanowiła dorzucić co nieco do zasypania dzielącej te dwa gatunki przepaści. Zajebista okładka, wiadomo: Repka. Lekka konsternacja po otwarciu digipaka: w składzie dwa sobowtóry Muńka Staszczyka. Jako że nie przepadam za typem, Zero Down nie złapali plusów. Tymczasem po włączeniu płyty kopara mi opadła, a bania zaczęła latać. Wyobraźcie sobie przebojowe połączenie kalifornijskiego punk rocka ze stadionowym rockiem a’la Aerosmith. A teraz przyprawy: cała gama wpływów NWOBHM: Iron Maiden, Tank, Angel Witch, Saxon, Jaguar... Świetne kompozycje, ciężaru nie za dużo ale i nie za mało, mnóstwo aranżacyjnych smaczków. Ten album właściwie nie posiada słabych punktów. Duże brawa! Więcej na www.zerodownrocks.com
Vlad Nowajczyk [8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz