środa, 23 stycznia 2013

NATUR „Head Of Death”


Earache
Brzmi jak: młodszy i bardziej brytyjski Slough Feg
Zonk za zonkiem. Kiedy ta płyta do mnie przywędrowała, odczekała tydzień bez odfoliowania, w czyśćcu dla niezbyt oczekiwanych krążków. Nie słyszałem o Natur nic a nic, zaś okładka zalatywała blekiem. Gdy wreszcie włączyłem „Head Of Death”, wyskoczyłem z kapci. NWOBHM jak nic! Reedycja jakiegoś zagubionego w czasie i przestrzeni cudeńka? I kolejne zaskoczenie: Amerykanie. Młodzi. Z Nowego Jorku! Zapewne wykuli swoje miecze na koncertach dla 10 osób, ale łoją fantastycznie. Rok 1980 się kłania. Byłaby dycha, bo nic tej płycie nie brakuje, gdyby nie drobny szczegół. Niemal identyczny patent na muzę stosuje od paru lat Slough Feg. Rozumiem, że starzy są oni i brzydcy, Mike świeci łysiną i medialność ma w okolicach zera, więc nie dziwi mnie konieczność wypromowania ich młodych następców. Taka muza musi się plenić, by z korzeniami wyrywać modną zarazę! Więcej na www.facebook.com/naturheavymetal
Vlad Nowajczyk [8]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz