Brzmi jak: horror heavy metal
Jannushe z Chicago atakują! Nie spodziewałem się takiej mocy
i przyznaję że zostałem znokautowany przy pierwszym przesłuchaniu. Helstar,
King Diamond, Candlemass. Te wpływy, znakomicie wymieszane, dominują. William
Jannush brzmi jak Rivera, King i Messiah w jednym. Równie dobrze odnajduje się
w partiach wysokich i niskich, wolnych i szybkich. Klasą nie ustępują mu
gitarzyści West i Johnson, także bas ma sporo do powiedzenia. Odrobinę odstaje
perkusja, może dlatego że brzmi bardzo naturalnie. Nie słychać studyjnych
ingerencji i czasem Tony’emu Barrowi przydarza się brak chirurgicznej precyzji.
Przy drugim przesłuchaniu już tego nie słychać, bo najważniejsze stają się
świetne kawałki, rewelacyjne aranżacje (nucenie pod nosem – miszcze!) i klimat.
Klimatem możnaby obdzielić całą półkę płyt. Jannush to zdolny uczeń Kima
Benedixa Petersena. Niech żyją Jannushe! Więcej na www.facebook.com/ravensthorn
Vlad Nowajczyk [9]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz