Fat & Holy Records
Brzmi jak: ujarany doom
Debiut Wight wszedł mi znakomicie. Zupełnie-nie-po-niemiecku
ujarane trio doskonale się wówczas sprawiło. Poszli za ciosem, a raczej za
solidnym buchem z bonga. Jest sabbathowo? No pewnie, przecież w tym gatunku
trudno o bardziej oczywistą oczywistość. Jest też pentagramo, saintvitusowo i
zeppelinowo. Chwilami wokalnie pearljamowo, co można jednakowoż wybaczyć. Patrzę
sobie na ten pięknie wydany album i zastanawiam się, czy nie włączyć go ponownie.
Jednak nie, pora już późna i zapalić nie ma z kim. A to bardzo dobra muza na
imprezy w gronie spawaczy. Niepokojąca jak na złym tripie. Nie palcie zielska
niewiadomego pochodzenia! Więcej na www.facebook.com/wightism
Vlad Nowajczyk [7]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz