Brzmi jak: nieobrobiony „duński metal”
Hasło „duński metal” bardzo mi przypadło do gustu, w
odróżnieniu od opisywanej nim muzy. Jest to bowiem konglomerat niemal wszystkiego,
co w ciężkim graniu było „modne” przez około piętnaście lat. Różne są
konfiguracje, ale misz-masz zawsze. Amerykański (ha, cóż za niespodzianka!) duet
(!!!) za podstawę bierze melodeath. Kolejne warstwy to panterowy southern groove
i tzw.NWOAHM, czyli w dużej mierze Lamb Of God. Nie zapominajmy o przyprawieniu
deathcorem. Efekt? Przyznam, że gdyby nie obietnica zrecenzowania tej płyty,
wywaliłbym ją błyskawicznie. Początek albumu odrzuca, a wrażenie podwórkowości
potęgują komputerowe bębny. Brrr. I tak mija sześć kawałków, po czym coś się
zaczyna dziać. Kompozycje przestają irytować, pojawia się przestrzeń i klimat.
Zakończenie krążka to już nieśmiała obietnica czegoś bardziej interesującego w
przyszłości. Szanse na to są, bowiem gitarzysta Sonny Luciano zebrał pełny
skład. Od tego należało zacząć... Więcej na www.facebook.com/vengeancewithin
Vlad Nowajczyk [3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz