wtorek, 31 marca 2015

VIKING „No Child Left Behind”

Brzmi jak: klasyczny thrash
Dobrze rozwijającą się karierę Vikinga zrujnował w 1988 roku niejaki Jezus. Podobno to ten (w najlepszym przypadku) nieżyjący od dawna cieśla namówił śpiewającego gitarzystę Rona „Eriksena” Daniela na rezygnację z tras, przeróbki tekstów na „chrześcijańskie”, wreszcie zaprzestanie uprawiania szatańskiej muzyki. Szaleństwo postępowało, gość został nawet pastorem.
Minęło niemal ćwierć wieku, wyleczony Daniel zabrał się za kompletowanie nowego składu. Zabrakło w nim, niestety, drugiego filaru dawnej ekipy. Brett Eriksen, którego choroba kolegi wygnała do Dark Angel, nie był zainteresowany. Trudno mu się dziwić. Udało się za to zwerbować dwóch muzyków także reaktywowanej ekipy Mrocznego Anioła: basistę Michaela Gonzaleza i (tylko do studia) bębniarza Gene Hoglana. Skład uzupełnił młody wymiatacz Justin Zych (ex-Vindicator).
Zreformowany Viking długo kazał czekać na powrotny krążek. Jeśli tyle trwała produkcja, ktoś ich wyrolował. Brzmienie nie powala. Bębny Hoglana schowane są głęboko i brzmią płasko. Również gitary nie są zbyt przestrzenne. Dobrze słychać tylko bas i wokal. Na szczęście sama muza broni się znakomicie. To w prostej linii kontynuacja tego, co złośliwi recenzenci nazywali „Dark Angel dla ubogich”. Wpływów kalifornijskiej legendy nikt tu nie unikał, bo i z jakiej racji. Viking częściej zwalnia, wielokrotnie bliski odnośnik stanowi najnowszy Hirax. Bardzo dobre kompozycje, zapadające w pamięć jak „Thousand Reasons I Hate You”. Wyśmienite sola, którymi kawałki są gęsto przetykane.
Powrót ze wszech miar udany, jeśli słuchacie z płyty na dobrej jakości sprzęcie. Empechujkowiczom nie zazdroszczę, to musi brzmieć bardzo źle po kompresji. Więcej na www.facebook.com/vikingband

Vlad Nowajczyk [7.5]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz