Brzmi jak: mamałyga
Wrocławskie trio wyskoczyło niczym diabeł z pudełka. Pełny,
długaśny krążek. Żadnych próbek wcześniej, demówek, EPek… Błąd. Porywając się
na epickie formy, wypadało sprawdzić czy wszystko bangla. Nie wszystko.
Automatyczna perkusja programowana pod gitarę irytuje niemożebnie swą
sztucznością. Drugi, jeszcze istotniejszy minus: wybujałe ambicje zespołu.
Wcisnęli do swych kawałków cytat z Paganiniego z jednej, a zrzynki z Behemotha
w wydaniu Hate – z drugiej. Po drodze załapały się klimaty heavy/power,
therionowe bombastyczne pochody donikąd oraz całe mnóstwo uuuuu i ooooo. Poziom
kompozycyjny: mamałyga. Jeśli ekipa z
Dolnego Śląska poważnie traktuje granie, powinna przede wszystkim wyluzować i
wziąć się za odrzucanie niepotrzebnych muzycznych klocków. Wtedy spójność
układanki powinna być większa, słuchalność również. Ma bowiem Skaza talent do
niezłych melodii.
www.facebook.com/skazawroclaw
Vlad Nowajczyk [4.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz