Hopkins & Stearne
Brzmi jak: garażowy hołd dla starego metalu
Zespół braci Greywitt z Rochester nie jest tym, czym się
wydaje. Jeśli, na podstawie zdjęć, spodziewaliście się wyłącznie podróży 40 lat
wstecz, zdziwienie będzie spore. Podróż bowiem nastąpi, ale przystanki będą
zaskakujące.
Przede wszystkim brzmienie. Wszystko nagrane zostało przy
użyciu jednego mikrofonu. Kojarzy mi się to raczej z hipsteriadą niż
oldschoolem, ale taki już wypaczony gust miłośnika Bay Area.
Muza. Wykon poprawny, bez fajerwerków. Totalna niespójność
stylistyczna, prawie każdy numer z innej beczki. Zaczyna się od zrzynki z Celtic
Frost. Drugi kawałek to niby doom, ale bardziej Burzum. Tu siarę znajdziecie,
wszak jest esencją tfurczości Varga. Trzeci – recytacja fragmentów Maleus Maleficarnum.
Czwarty – heavy/speed przechodzi w atmosferyczny doom. Dalej mamy cover
Witchfinder General i następujący po nim kawałek, będący zrzynką z Angoli.
Koniec. Rzadka to sprawa, wszystko wiem po pierwszym
odsłuchu. Braciom Greywitt przydałby się w kapeli ktoś, kto pomógłby im
zdecydować się, co ostatecznie chcą grać. Tak odmienne, niepasujące do siebie
klocki nie stworzą jednej budowli. To najbardziej niespójny i niekonsekwentny
materiał, jaki słyszałem od wielu lat.
www.facebook.com/officialtyranonaut
Vlad Nowajczyk [-]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz