wtorek, 18 sierpnia 2020

HOMICIDE “Left For Dead”


Brzmi jak: thrash till ziew
Kwartet z Montrealu wydał w ubiegłym roku swój drugi krążek. Debiutowali w 1995. W międzyczasie gitarzysta Bryan Donahue zasilał pierwszy skład E-Force. Szkoda, że tam nie został, bowiem “Left For Dead” nic specjalnego nie oferuje. Wokal brzmi, jakby Dave Mustaine i Billy Milano, obaj ze strasznym zatwardzeniem, przekrzykiwali się z klopów w tej samej publicznej toalecie. Riffy... oczywiście rozumiem fascynację Slayerem, ale nawalanie na zapętleniu tego samego patentu z “RIB” w dwóch kolejnych utworach, bez najdrobniejszej modyfikacji, wywołuje niejedno ziewnięcie. Gdyby jeszcze kawałki nie wlokły się w nieskończoność... Solówki niezłe, na tle ogólnej nudy mocno się wyróżniają.
Zastanawiam się czasem, gdzie są te tony przeciętnych thrashowych kapel, na które powołują się zwolennicy modniejszych gatunków szarpidructwa. Tym razem sam się wyrywam do odpowiedzi: o, tu jest jedna!
Vlad Nowajczyk [5.5]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz