Brzmi jak: thrash till ziew
Kwartet z
Montrealu wydał w ubiegłym roku swój drugi krążek. Debiutowali w 1995. W
międzyczasie gitarzysta Bryan Donahue zasilał pierwszy skład E-Force. Szkoda,
że tam nie został, bowiem “Left For Dead” nic specjalnego nie oferuje. Wokal
brzmi, jakby Dave Mustaine i Billy Milano, obaj ze strasznym zatwardzeniem,
przekrzykiwali się z klopów w tej samej publicznej toalecie. Riffy...
oczywiście rozumiem fascynację Slayerem, ale nawalanie na zapętleniu tego
samego patentu z “RIB” w dwóch kolejnych utworach, bez najdrobniejszej
modyfikacji, wywołuje niejedno ziewnięcie. Gdyby jeszcze kawałki nie wlokły się
w nieskończoność... Solówki niezłe, na tle ogólnej nudy mocno się wyróżniają.
Zastanawiam się
czasem, gdzie są te tony przeciętnych thrashowych kapel, na które powołują się
zwolennicy modniejszych gatunków szarpidructwa. Tym razem sam się wyrywam do
odpowiedzi: o, tu jest jedna!
Vlad Nowajczyk
[5.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz