wtorek, 28 lutego 2012

HELLFIGHTER – test trzech szóstek

Pacjent: Simon Gordon
Zawód: wokalista
Kontakt: www.myspace.com/hellfightermetal
Objawy: rozprzestrzeniający się heavy/thrash z UK
Rozpoznanie choroby: powrót zespołu znanego niegdyś jako Xentrix
Lekarz prowadzący: Vlad Nowajczyk
HR: Simon, dlaczego wydanie płyty zajęło wam aż trzy lata? Demo było wszak znakomite...
To były pierwsze cztery kawałki, jakie skomponowaliśmy jako Hellfighter. Pisaliśmy dalej, próbując wielu innych stylistyk, z których większość zupełnie nam nie wyszła (śmiech). Zanim złapaliśmy odpowiedni rytm, minęło trochę czasu. Dostaliśmy wtedy fantastyczną ofertę od Andy’ego Sneapa, ale musieliśmy dostosować się do harmonogramu jego wysokobudżetowych produkcji, jak Megadeth i Accept. Kilka drobnych opóźnień... i tak jakoś wyszło. Mamy już sporo materiału na drugą płytę, więc powinno być tym razem z górki.

HR: Numery z dema brzmią na „Damnation’s Wings” o wiele bardziej agresywnie. Czyżby z zamiarów grania heavy metalu wyszedł wam thrash? Brzmicie jak na „Kin”, ale bez smutów.
Z pewnością nie jesteśmy stricte thrashowym zespołem, ale nie da się uciec od naszej przeszłości. Thrash zawsze będzie wybrzmiewać w naszych utworach. Kawałki są bardziej agresywne, ponieważ długo je nagrywaliśmy, starając się aby brzmiały jak najciężej, przy zachowaniu melodyki. Praca Andy’ego też się do tego przyczyniła...
HR: Właśnie, Sneap zajął się miksem i masteringiem, ale czyżbyście nagrywali sami?
W zasadzie tak. Nasz gitarzysta Kristian zarejestrował większość partii. Andy zrobił partie bębnów, oraz dopalił partie gitar w swoim studio. Wokal, bas i całość gitar nagraliśmy w naszym studio w Lancashire i wysłaliśmy do Sneapa.

HR: Próbowałeś wielu technik wokalnych, skąd taka różnorodność?
Zdążyłem sobie dokładnie przeanalizować piosenki z dema. Uznałem, że nie są wystarczająco kopiące, więc dopracowałem niektóre patenty. Dodatkowo mój głos zmienia się z upływem lat i poczułem, że warto poeksperymentować. Będę się trzymać tej ścieżki.
HR: Jak już nasi czytelnicy wiedzą, to brak Chrisa Astleya sprawił, że zmieniliście nazwę. Co u niego, poza gościnnymi występami na płytach Solitary i Decadence?
Chris jest jednym z naszych najlepszych przyjaciół, więc nie ma problemu by o nim gadać. Tylko nie każ nam grać „Ghostbusters” (śmiech). Po prostu nie jest już zainteresowany śpiewaniem ani grą na gitarze. Zawsze angażował się całkowicie we wszystko, co robił, ale tylko wtedy gdy to czuł. Obecnie gra na bębnach w kapeli o nazwie Swearfinger. Jest już bardzo dobrym perkusistą i zdarza mu się zastępować Dennisa podczas naszych prób. Bardzo lubi Hellfighter i sporo nam pomaga, ale przede wszystkim koncentruje się na swym nowym instrumencie.
HR: Nasunęło mi się skojarzenie z Sanctuary i Nevermore, pamiętając że nazywaliście się Xentrix... Tyle że Nevermore wystartowało z młodymi chłopakami na pokładzie, a wy już nie jesteście dzieciakami. Jak będziecie promować nową nazwę? Założę się, że często na plakatach pojawi się stare logo (śmiech).
Masz rację, nie będzie łatwo. Gdybyśmy zachowali nazwę Xentrix, byłoby łatwo o występy na festiwalach i trasach. Nie sądzę, by było to szczere z naszej strony. Tylko Stan i Den pozostali z klasycznego składu. Obawialiśmy się też negatywnych reakcji starych fanów, wszak nie gramy dokładnie w dawnym stylu. Nie było wyboru. Postaramy się zdobyć pozytywne recenzje, a gdy ludzie zaczną nas kojarzyć, ruszymy w trasę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz