wtorek, 17 kwietnia 2012

MALISON ROGUE „Malison Rogue”

Inner Wound Recordings
Brzmi jak: zbyt lekka wariacja nt. wczesnego Queensryche
Ten szwedzki kwartet bardzo chciałby być Queensryche, najlepiej z epoki „Operation: Mindcrime”, ale zdecydowanie nie w tym składzie. Bębniarz Malison Rogue jest przeraźliwie cienki! Wydaje się, iż włożono mu do rąk pałeczki i nakazano miarowo uderzać w bębny umieszczone po bokach. Skojarzenia z małpką na baterie jak najbardziej prawidłowe. Ugh! Szkoda wielka, bowiem potencjał swych rodaków dostrzegł Mats Leven, postanawiając wyprodukować ich album i poudzielać się w chórkach. Muza faktycznie ciąży ku progresywnemu heavy sprzed ćwierćwiecza. Wokaliście daleko do Tate’a, ale przyjemnie się go słucha. Bardzo dobrze pracują gitary. Kawałki są nieźle zbudowane, chwilami (gdy robi się ciężej) przypomina się „dwójka” Sanctuary. Niestety, zbyt wiele tu wylajtowanych mielizn, gdy gitara sobie tylko brzdąka, a ta koszmarna małpka robi bum, bum, bum, bum... Zwłaszcza beznadziejna ballada „My Mistakes”, brrr! Mimo wszystko na plus. Więcej na www.myspace.com/malisonrogue
Vlad Nowajczyk [5.5]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz