Brzmi jak: dwudziestoparoletni kogel-mogel
Dziwny i ciekawy pomysł na siebie miał ten barceloński kwartet. Zmieszali w jednym, wielkim tyglu metal z początku lat 90-tych, zatem mamy tu wpływy Judas Priest, Megadeth, Slayera, ten z połowy 90s: Pantera i Machine Head oraz nową falę thrashu. Doprawili odrobiną death metalu i, niestety, sporą ilością przypraw wywołujących bóle brzucha: nu i metalcore. Efekt końcowy okazuje się zaskakująco słuchalny i trudny do sklasyfikowania. Pomimo niedoróbek wokalnych (kilka brzydkich fałszy) „The Seed Of Malaise” jest albumem naprawdę niezłym! Lepszym niż jakiekolwiek dokonania Trivium. Więcej na www.vividremorse.com
Vlad Nowajczyk [6]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz