poniedziałek, 21 maja 2012

CLOVEN HOOF „Throne Of Damnation”


Elemental Media Music
Brzmi jak: Cloven Hoof!
Jakże różne są koleje losu kapel współtworzących scenę NWOBHM. Iron Maiden zostali gwiazdami rocka, Def Leppard – pop rocka, Saxon wykopał sobie pokaźny metalowy grajdołek. Większość rozpadła się bez większych sukcesów, niektóre postanowiły reaktywować się w XXI wieku. Cloven Hoof zaczynał się dopiero rozpychać, gdy szał na klasyczny heavy minął, a z Ameryki przypłynęła plaga glamu i potężna fala thrashu. Na nic, poza kultowym statusem, nie mogli już liczyć. I tak dobrze, że dziś znani są chyba każdemu fanowi brytyjskiego łojenia. To jeszcze nie koniec przydługiego wstępu. „Throne Of Damnation”, najnowsze jak dotąd dziecię Lee Payne’a i jego personelu w stanie wiecznej fluktuacji, powstawało w bólach. Partie wokalne zostały nagrane ponownie (Russ North odszedł akurat, co zdarza mu się notorycznie) przez Matta Moretona. Oczywiście North wrócił wkrótce potem, a płytka wyszła z potężnym opóźnieniem i błędną kolejnością utworów we wkładce. Jeśli nadal czytacie, wreszcie będzie o muzyce. „Running Man”, zgodnie z tytułem, zawiera fragment „Running Free” Ajronów, ale i cytat z „The Trooper”. Fajnie, nieprawdaż? Wplecione są doprawdy znakomicie. „Whore Of Babylon” i „Night Stalker” pochodzą odpowiednio z 2006 i 1984 i zostały nagrane ponownie. „Freak Show” balansuje między patentami Iced Earth i Judas Priest. Wszędzie słyszalny jest najbardziej charakterystyczny wyróżnik stylu Cloven Hoof: częste i radykalne zmiany metrum. Tak, droga młodzieży, to nie Metallica wymyśliła balladowe początki szybkich numerów! Podsumowując: zaledwie 24 minuty fenomenalnie zagranego, piekielnie ciężkiego heavy z odniesieniami do kilku znanych kapel. Jedna z płyt, od których ciężko się oderwać. A ja muszę, bo trzeba jeszcze co nieco zrecenzować... Więcej na www.clovenhoof.co.uk
Vlad Nowajczyk [8]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz