niedziela, 6 stycznia 2013

PANDÆMONIUM „The Last Prayer”


IceWarrior Records
Brzmi jak: kupa miesiąca
Nie oceniaj płyty po okładce... ale co ja paczę? Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tak koszmarny obrazek. Lubię kicz, lecz do cholery, tworzony przez zdolnych ludzi. I oto doszliśmy do głównego zastrzeżenia tyczącego się włoskiego kwartetu. Być może w  tytułowej ostatniej modlitwie prosili, błagali, „pan da talent”. Nie dał. Tak bardzo nie dał, że aż zęby bolą przy słuchaniu tego dzieła. Lubię wybrane pozycje klawiszowego europałera – wczesne Rhapsody i Stratovarius, nawet Labyrinth spłodził był coś strawnego (jak na 1997 rok). Blind Guardian aż do 1998 trzymali świetną formę. Wyobraźcie sobie więc patenty typowe dla tych ekip polepione i zagrane przez hordę pozbawioną tej nieznośnej lekkości, cechującej twórców utalentowanych. Panda Cośtam jest przerażająco kwadratowe. W upadłym gatunku, którego tuzy od dawna nagrywają autoparodie, grzech to śmiertelny. Jeśli zaś próbą odnowy stylistyki mają być schematy „gruba pani wyje a złośliwy karzeł skrzeczy”, coś podobnego, oczywiście lepiej, uskuteczniały/ją niesławne Kredki z Filcu. Gdyby przypadkiem stwory z okładki przyśniły mi się kiedyś (kto wie, co mnie czeka po gotyckiej kapeli z Mamą Madzi na basie), postaram się rozwalić im łby tymi porzuconymi gęślami. Unikać jak grypy żołądkowej! Więcej na www.pandaemonium.org
Vlad Nowajczyk [1]
PS. Jeden punkt za jedną niezłą solówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz