IceWarrior Records
Brzmi jak: kupa miesiąca
Nie oceniaj płyty po okładce... ale co ja paczę? Nie
pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tak koszmarny obrazek. Lubię kicz, lecz do
cholery, tworzony przez zdolnych ludzi. I oto doszliśmy do głównego zastrzeżenia
tyczącego się włoskiego kwartetu. Być może w
tytułowej ostatniej modlitwie prosili, błagali, „pan da talent”. Nie
dał. Tak bardzo nie dał, że aż zęby bolą przy słuchaniu tego dzieła. Lubię
wybrane pozycje klawiszowego europałera – wczesne Rhapsody i Stratovarius,
nawet Labyrinth spłodził był coś strawnego (jak na 1997 rok). Blind Guardian aż
do 1998 trzymali świetną formę. Wyobraźcie sobie więc patenty typowe dla tych
ekip polepione i zagrane przez hordę pozbawioną tej nieznośnej lekkości,
cechującej twórców utalentowanych. Panda Cośtam jest przerażająco kwadratowe. W
upadłym gatunku, którego tuzy od dawna nagrywają autoparodie, grzech to
śmiertelny. Jeśli zaś próbą odnowy stylistyki mają być schematy „gruba pani
wyje a złośliwy karzeł skrzeczy”, coś podobnego, oczywiście lepiej,
uskuteczniały/ją niesławne Kredki z Filcu. Gdyby przypadkiem stwory z okładki
przyśniły mi się kiedyś (kto wie, co mnie czeka po gotyckiej kapeli z Mamą
Madzi na basie), postaram się rozwalić im łby tymi porzuconymi gęślami. Unikać
jak grypy żołądkowej! Więcej na www.pandaemonium.org
Vlad Nowajczyk [1]
PS. Jeden punkt za jedną niezłą solówkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz