Evil Spell Records
Brzmi jak: gówno
Znalazłem tę płytę w pudle z rzeczami, które mnie odrzuciły
przy pierwszym odsłuchu. W nadziei, że pomyliłem się kiedyś, zabrałem ją na
spacer. Już po 5 minutach żałowałem swej decyzji, lecz wytrwałem do końca.
Piszę zatem, co następuje. Dla jakże wielu zespołów etykieta „black/thrash”
jest bezpiecznym usprawiedliwieniem dla braku talentu i umiejętności. Witching
Hour stanowi wręcz encyklopedyczny tego przykład. Cienkie jak dupa węża riffy
grane chyba na Defilach zaprzęgniętych do wzmacniaczy „Vermona”. Brzmienie
rachitycznych komarów. Nudne, przewidywalne pukanie perkusji. Skrzekliwy wokal.
Luuuudzie, stary Venom i wczesny Sodom były bardzo fajne. Wtedy. Z tymi
blekowymi padalcami jest jak z deathcorem: zamiast dziesiątek, wystarczyłaby
jedna kapela. No, jest różnica. Deathcore nie ma odpowiedników Aura Noir czy
Desaster. Do tych tuzów, a nawet polskiego Bloodwritten, niemieckim patałachom
bardzo, bardzo daleko. I wątpię, by kiedykolwiek dystans ów nadrobili. Zaorać. Więcej
na www.myspace.com/witchinghourthrash
Vlad Nowajczyk [1]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz