piątek, 15 marca 2013

WITCHING HOUR „Rise of The Desecrated”


Evil Spell Records
Brzmi jak: gówno
Znalazłem tę płytę w pudle z rzeczami, które mnie odrzuciły przy pierwszym odsłuchu. W nadziei, że pomyliłem się kiedyś, zabrałem ją na spacer. Już po 5 minutach żałowałem swej decyzji, lecz wytrwałem do końca. Piszę zatem, co następuje. Dla jakże wielu zespołów etykieta „black/thrash” jest bezpiecznym usprawiedliwieniem dla braku talentu i umiejętności. Witching Hour stanowi wręcz encyklopedyczny tego przykład. Cienkie jak dupa węża riffy grane chyba na Defilach zaprzęgniętych do wzmacniaczy „Vermona”. Brzmienie rachitycznych komarów. Nudne, przewidywalne pukanie perkusji. Skrzekliwy wokal. Luuuudzie, stary Venom i wczesny Sodom były bardzo fajne. Wtedy. Z tymi blekowymi padalcami jest jak z deathcorem: zamiast dziesiątek, wystarczyłaby jedna kapela. No, jest różnica. Deathcore nie ma odpowiedników Aura Noir czy Desaster. Do tych tuzów, a nawet polskiego Bloodwritten, niemieckim patałachom bardzo, bardzo daleko. I wątpię, by kiedykolwiek dystans ów nadrobili. Zaorać. Więcej na www.myspace.com/witchinghourthrash
Vlad Nowajczyk [1]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz