Earache Records
Brzmi jak: przeprodukowany thrash
Szczęśliwie, pomimo zmiany aż 3/5 składu, niegdysiejsi
liderze „myspace thrashu” zdają się muzycznie i organizacyjnie wychodzić na
prostą. Nie jest to jednak płyta z gatunku przełamujących lody. Niby trzecia,
ale pierwsza. Utrata najbardziej charyzmatycznych muzyków zabiłaby niejedną
kapelę, stąd odrodzenie BBB stanowi miłe zaskoczenie. Juan Juarez udźwignął
ciężar, jakim było skomponowanie chwytliwych riffów i opatrzenie ich solidnymi
solówkami. Nowy wokalista, Mauro Gonzalez, nie próbuje imitować Aladdina. W
macierzystym Mutants Of War wydawał się godnym następcą Davida White i udowadnia
tu, że nieprzypadkowo.
Cóż, nie wszystko do siebie pasuje. Nowoczesne brzmienie?
Spoko, ale thrashowy krążek bez trzeszczenia w gitarach to produkcyjna pomyłka.
Cover RATM – fajny pomysł, lecz zagranie go niemal identycznie jak oryginał,
bez prób przerobienia tego manifestu antymetalu lat 90-tych na thrashową modłę,
to artystyczna porażka. Brakuje własnych przebojów, jakich pełno było na dwóch
wcześniejszych albumach. Dlaczego więc aż 7? Kredyt zaufania to jedno, fakt iż
gościli swego czasu pod moim dachem – drugie. Trzymam kciuki, by czwarta ich
płyta była „tą trzecią”. Więcej na www.facebook.com/officialbondedbyblood
Vlad Nowajczyk [7]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz