Speedfire Records
Brzmi jak: epicki heavy/power metal
Mało ostatnio było krajowych recenzji, pora nadrobić
zaległości. Przemyski Sacrifer składa się z doświadczonych (Cryptic Tales,
Borgmester Dahl, Rotengeist) i niemłodych muzyków, dzięki czemu już na pierwszym
krążku ujmuje własnym stylem i świetnym przetworzeniem klasycznych wzorców.
Czego tu bowiem nie ma...Sos z Iron Maiden, Manowar, Rage, Blind Guardian,
Gamma Ray, Grave Digger, Manilla Road przygotowany wyśmienicie, żadnych
niepokrojonych kawałków, chrząstek i żyłek, co niemal zawsze zdarza się u
debiutantów. Kolejne utwory skomponowane w przemyślany sposób, każdy inny a
jednak słychać tą samą kapelę. Fenomenalne solówki. I gdy piszę fenomenalne,
tak właśnie jest, do kroćset! Już teraz nie mogę się doczekać kolejnego albumu
przemyślan. Beczka miodu była, kolej na dziegdzieć. Okładka. Nie intryguje,
wygląda na zrobioną w paincie w ciągu 15 minut. Wokal. Nosowy i jakby „niedorobiony”.
Piotr Bałajan nie popracował nad zróżnicowaniem swych partii, do tego ten akcent...
Cóż, do niemieckiej wymowy w angielskim już się przyzwyczaiłem, polska wciąż
razi. Jak to mawiał Nikodem Dyzma: „Nnno”. Żeby sodówy nie było. Bo jest
cholernie dobrze, płyta wciąga i nie wypuszcza, zaś 11-minutowy potwór na
koniec to, nie przesadzając, perełka. Więcej na www.facebook.com/sacriferband
Vlad Nowajczyk [7]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz