Divebomb Records
Brzmi jak: thrash przemielony przez mody lat 90-tych
Jako że dodatkiem do „MFL” jest EPka „Building Errors In The
Machine”, dzięki tej reedycji skompletowałem dyskografię Cyclone Temple. Hura!
No, nie do końca. Oba materiały są o wiele słabsze od debiutu. Właściwie nie
powinny stać z nim na jednej półce. Nie dysponuję jednakże specjalną półką dla
kapel, które w latach 1993-94 desperacko starały się być „cool”, odrzucając
solówki, wprowadzając w ich miejsce elementy grunge i rapu. To właśnie stało
się udziałem ekipy z Chicago. No i te wokale... następcy Briana Trocha to
biedaki cebulaki. Marco Salinas (na EPce) okazał się nędzną podróbą Hetfielda,
zaś Sonny DeLuca – Phila Rinda. W efekcie Cyclone Temple zostali Sacred Reich dla
ubogich. „My Friend Lonely” rozpaczliwie próbuje naśladować „Independent” tych
ostatnich. Przymulone brzmienie nie wystarcza, przydałaby się jeszcze
konsekwencja. „Nowoczesne” wstawki brzmią wymuszenie, bo i tak zapewne było. „Alice
In Chains są modni, teraz zwolnimy a ty zawyjesz”. „Anthrax i Public Enemy
mieli taki fajny numer. Użyjmy tej samej linii melodycznej. Nie nadążasz z
rapowaniem? Nie szkodzi, dzieciaki to kupią”. Nie kupiły. Nikt tego nie kupił.
Dziś ta płyta ma wartość archiwalną dzięki świetnemu remasteringowi i zebraniu
obu odpadów na jednym krążku. Więcej na www.myspace.com/cyclonetemple
Vlad Nowajczyk [4]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz