Divebomb Records
Brzmi jak: techniczny thrash metal
Ten szwedzki kwintet pozostawił po sobie tylko jedną płytę i
demo, lecz potencjału było na wiele więcej. Dwupłytowa reedycja poszerza
dyskografię Midas Touch o dwa kolejne dema – sprzed i po rejestracji albumu. Gdyby
ustawić je w kolejności chronolgicznej, w 1987 mieliśmy do czynienia z kapelą
heavy/thrashową, 1988-89 thrashem ultratechnicznym, czerpiącym z Mekong Delta,
Toxik i Deathrow, w 1990 roku zaś pojawiły się już patenty deathmetalowe. Czas był
więc najwyższy zwijać manele i zakładać nowe zespoły. Najwyraźniej choroba
zwana „pogoń za modą” dopadła nie tylko nasze Turbo. A propos „naszych” – Wilcze
Pająki musiały bardzo lubić Midas Touch, a może to tylko wspólne wpływy? Muza
to bowiem doskonała, idealnie łącząca najwyższy poziom techniczny i
kompozycyjny z melodyjną przebojowością. Wokal Patrika Wirena jest przedziwny i
zarazem oryginalny. Nosowa melorecytacja z nielicznymi zaśpiewami, bez typowo
thrashowych wrzasków. Rzeczony wokalista po rozpadzie Midasowego Dotyku odniósł
spory sukces z Misery Loves Co., zaś basista Patrik Sporrong wypłynął niedawna
z, a jakże, thrashowym, F.K.Ü. Stanowczo rekomenduję wszystkim fanom
poukładanego thrashu, tym bardziej iż wydanie, jak to zwykle w Divebomb bywa, nie
pozostawia wiele do życzenia. W tym przypadku nawet nic. Więcej na www.facebook.com/midastouchswe
Vlad Nowajczyk [9]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz