Brzmi jak: świetny miks nowego i starego thrashu
W przeciwieństwie do wspomnianych niżej pobratymców, Sanity’s
Rage nie mają problemów z jednostajnością. Liczba „zwrotów akcji” jest spora,
ale nie ma tu chaosu. Kompozycje, długie czy krótkie, mają ręce i nogi. Nie
sposób przyczepić się też do umiejętności stricte technicznych – czy to
instrumentalistów, czy śpiewaka. Kenny Molly, przy okazji autor obłędnej oprawy
graficznej albumu, potrafi wrzeszczeć i śpiewać na kilka sposobów, moim
ulubionym pozostaje głos a’la młody Petrozza. Oldschoolowe patenty kojarzą się
właśnie ze starym Kreatorem, lecz często pojawiają się akcenty panterowe, a
nawet wpływy melodyjnego deathu aka (nazewnictwo sprzed ledwie dekady!)
nowoczesnego thrashu. Belgijski kwintet gra to, na co ma ochotę, a i tak
wychodzi im thrash. Świetny technicznie, nietypowy kompozycyjnie, trudny do
podrobienia. Mało kto gra podobnie do Sanity’s Rage i zapewne tak zostanie, bo
to wyższa szkoła jazdy. Oceny nie stawiam, bo... i tak wiecie o nich ode mnie. Więcej
na www.facebook.com/sanitysrage
Vlad Nowajczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz