środa, 11 grudnia 2013

OPEN FIRE „Lwy Ognia”

Klub Płytowy Razem
Brzmi jak: klasyka polskiego heavy
Oceniać ten, wydany po ćwierć wieku od rejestracji, album według dzisiejszych kryteriów to zbrodnia. Open Fire to bowiem nieodrodne dziecię epoki wałbrzychów, relaxów, własnoręcznie ciętych koszulek i przerabianych damskich ciuchów. A także czeskich gitar, polskich wzmacniaczy i ogólnie sprzętu, który bardziej w graniu przeszkadzał niż pomagał. Do tego Open Fire to kapela drugiego rzutu, wzorująca się na Turbo i Wilczym Pająku. Żeby nie było, przy całej fascynacji poznaniakami główne wpływy stanowili Running Wild i Helloween. Zagrane to wszystko bardzo przeciętnie. Ot, sztuka naiwna i swej naiwności szczera. Nie znajdziecie tu fałszy bądź knotów instrumentalnych, Open Fire znali swoje możliwości. Jedynym poważnym zgrzytem są partie bębnów, brzmiące jak pady. Słuch mnie nie mylił, to są pady. Jakimś sposobem oryginalna ścieżka zniknęła i musiała zostać odtworzone „na szybko”. Ironia losu, zważywszy późniejsze półkownictwo całości. Cóż, pomimo mego zrzędzenia słucham „Lwów” z bananem na ryju, podśpiewując „twardy jak skała, szybki jak strzała”. A może to odwrotnie było? Nieważna. Ważne za to, że nareszcie każdy może się przekonać, kto w 1987 rządził na Dolnym Śląsku. Więcej na www.polski.metal.w.interia.pl/zespolopenfire.html

Vlad Nowajczyk [-]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz