Brzmi jak: niemiecki heavy metal w pigułce
Ależ koszmarna okładka! Cóż może się pod nią kryć, pewnie
jakieś gówno – stwierdzi niejeden. I bardzo się pomyli, bowiem czterech
niemłodych Germańców stworzyło świetny album! Wolny od kłopotów, trapiących
wielkich ich sceny. Nie musieli trzymać się własnego stylu, pomieszali więc
patenty większych od siebie. Zaczyna się jak Grave Digger i to dobry trop. Nic
nie stoi na przeszkodzie, by za moment przejść w klimaty Blind Guardian.
Przywalić pirackim nastrojem rodem z Running Wild. Potem Accept. Attack. Rebellion...
i już nie-niemieckie wpływy Iron Maiden, Dio, Manowar, Judas Priest, Warlord.
Dla każdego coś miłego. Od epickich zwolnień po radosne patataje. Wszystko
wykonane z klasą i bardzo dobrze zaśpiewane. Teksty pełne heavymetalowych klisz
że aż zęby bolą. Ale pobolą i przestaną, a King Leoric częściej gościł w moim
odtwarzaczu niż kilka poprzednich krążków zespołu Rolfa Kasparka. Jeśli
niemiecka scena heavy ma się kiedykolwiek odrodzić, tym brzydalom należy się poczesne miejsce.
Najlepiej pomnik w stylistyce poniższego obrazka. Więcej na www.king-leoric.de
Vlad Nowajczyk [9.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz