Brzmi jak: tupa tupa or die
Jak jak to lubię. Niemcy, którzy nie brzmią jak Niemcy. No,
może perkusista Stefan Goldberg, grający straszne kwadraty. Reszta to zauważyła
i już go z nimi nie ma. Wracając do zawartości pełnoczasowego debiutu thrashers
z Bochum, mają na siebie zdecydowanie ciekawy pomysł. Mocno inspirują się
legendami ze Wschodniego Wybrzeża. Wokalista brzmi jak mocno wkurwiony Billy
Milano, griffy przywodzą na myśl Nuclear Assault, a solówki – tu zwrot w stronę
Bay Area: Exodusa. Większość melodyki oparta jest, bardzo crossoverowo, o wokal.
Efektem jest album przebojowy, spójny i mający własny sznyt. Nieczęste to przy
debiutach, ale Polaris istnieje już od dekady. Oby „dwójkę” wydali najpóźniej
za rok, bo ich sposób na thrash bardzo mi odpowiada. Więcej na
www.facebook.com/polarisofficial
Vlad Nowajczyk [7]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz