Brzmi jak: wściekle intensywny thrash metal
Co z tym thrashem? Skąd tyle utalentowanych ekip na całym
świecie? E tam utalentowanych, moda i tyle. Białe adidaski, rurki i ta nudna,
przewidywalna muzyka. Nie to co emogrzywki, kapturki na głowinach, smętne miny
i pogrzeb na scenie. Wesoła muzyka nie ma głębi!
Pogłębiarka w dupę prawdziwkom! Autralijski Malakyte nie
zapomniał, że na wcześniejszej EPce łączył wpływy starego Bathorego z Exodusem.
To wciąż tu jest. Bardziej dopracowane, bardziej wściekłe i na pier da la ją ce
prosto w ryj. Oj, trzeba mieć kondycję by machać banią do tej muzy. Co ciekawe,
nastąpiła zmiana na stanowisku paszczowego. Nowy, Tommy Muz, umie wszystko co i
jego poprzednik. Oraz dużo więcej, bo potrafi też wrzeszczeć w rejestrach
słyszalnych głównie dla psów, co kojarzy się z panem z Cross Examination. Warstwa
instrumentalna również została, jak już wspomniałem, wzbogacona. O elementy
black i death metalu, przetworzone dokładnie i uzupełniające struktury kawałków
bez zwracania na siebie uwagi. I te solówki! Raz srogie wajchowanie, za chwilę
melodyjnie i technicznie. Wyśmienity debiut, thrash till death motherfuckers! Więcej
na www.facebook.com/malakyteband
Vlad Nowajczyk [8.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz