Brzmi jak: porąbany, progresywny thrash/death
Ależ ta muza jest pojebana! W pozytywnym tego słowa sensie.
Kanadyjczycy połączyli bowiem ogień z ogniem, a do jego podtrzymania użyli
nieco gówna. I działa! Wiadomo, brykiety. Aby rozwiać wątpliwości, chodzi o
progresywny metalcore. Expain wycisnęli z tego gatunku wszystko, co się dało. Nie
uświadczycie tu kiepskich wokali. Całą resztę wzięli bowiem z death i thrash
metalu. Z bezpośrednich inspiracji najwięcej słychać Death, lecz nie są to
zrzynki. Chuck nigdy tak nie grał. Za to całkiem podobnie wrzeszczał. Przez 40
minut dzieje się tu więcej, niż na tuzinie płyt z hipsterskim blekiem.
Kompozycje sprawne i „płynące”. Całość siedzi genialnie, w czym duża zasługa
produkcji, ale i sami muzycy sporo się musieli napracować. Jaja? Jaj mnóstwo. W
tekstach i warstwie wizualnej. Melodie niosą tę trudną, połamaną muzę, dzięki
czemu słucha się jej lekko i przyjemnie. Tabuny jednakowych dzientów mogłyby się
udać na korepetycje do Vancouver. Więcej na www.facebook.com/expainmetal
Vlad Nowajczyk [8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz