Brzmi jak: progresywny thrash/death/heavy
Calgary kojarzyło mi się dotąd z 1988 rokiem i barszczem. Obecnie
może się to zmienić, gdyż Burning Effigy to bardzo obiecująca formacja. Poza średnim
czystym wokalem wszystko tu siedzi i to jak! Riffy – Annihilator, Death. Melodyka
– Iron Maiden, Testament, Lamb Of God. Solówki – kosmos! Growle i wrzaski:
klasa. Z tego misz-maszu klecą bardzo sprawne kompozycje. Pomimo sporej ilości różnorodnych
„smaczków” wciąż efektem jest klasyczny metal. Żadnych przeładowanych kup. Wracając
jeszcze do jedynego zastrzeżenia: śpiew ów nie jest zły. Po prostu nie jest
zajebisty, tym różniąc się od otoczenia. Krążek trwa niecałe 40 minut, co w
przypadku debiutu wydaje się ideałem. Aż chce się słuchać ponownie.No to siup. Więcej
na www.facebook.com/burning.effigy.calgary
Vlad Nowajczyk [7.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz