Brzmi jak: akademicki thrash
Długich osiem lat dzieli EPkę Chilijczyków od debiutanckiego
krążka. Gdy zaczynali, o nowej fali słyszeli nieliczni maniacy. Skąd tak długa
przerwa wydawnicza? Kłopoty ze składem. Lider kapeli, Sebastian Galindo,
powiesił nawet na dwa lata gitarę na kołku. Wreszcie, gdy zebrał odpowiedni personel,
powstała ta płyta. Wpływy wymieszane na tyle, że śmiało można debiut Atomic
Head nazwać albumem dojrzałym. Nosi on jednak piętno długiego oczekiwania na
nagranie. Kawałki są niemiłosiernie dopieszczone. Brak pieprzonej dzikości,
która porywa do szaleńczego headbangingu. „March” to dobry materiał, lecz Seb
dłubał przy nim zbyt wiele razy. Wygładzone Nasty Savage? Następnym razem
więcej nakurwu poproszę. Więcej na www.facebook.com/atomichead
Vlad Nowajczyk [7]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz