niedziela, 11 stycznia 2015

SOUL COLLECTORS „Soul Collectors”

Brzmi jak: metal ciotycki
Zaczyna się nawet nie tak tragicznie. Inspirowany Judas Priest heavy metal z niewydarzonym, gardłowym wokalem. Judas Priest? Ano, tym z „Demolition”. I niczym więcej. Robi się więc nudno w okolicach drugiego numeru. Następnie pojawia się etap przejściowy. Wciąż „Demolition” rządzi, ale tu i ówdzie w tle wyje pannica. Myśleliście, że sięgnęli już dna? Skądże! Mniej więcej po 20 minutach zaczyna się najgorsze. Riffy tracą jakąkolwiek moc. Wyjąca dziewoja (obsługująca też bas) wychodzi na plan pierwszy. Krzyczący pan robi za tło. I jedziemy. Typowy metal ciotycki, jednakowo kwadratowe numery atakują raz po raz. I tak dalej, i tak dalej... Po godzinie (!) stwierdzasz, że masz dość. A tu jeszcze trzy kawałki do końca... Uff, udało się. Upchnąć Słoweńcom aż 70 minut na swym debiucie. Opisali we wkładce swe zaangażowanie i pasję. Istny wyciskacz łez. Łez bólu, bo choć nie zabrali mej duszy, straciłem tyle cennego czasu. Mam nadzieję, że już nie istnieją. Stronę internetową zaorali, fejsa nie mają.

Vlad Nowajczyk [0]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz