Brzmi jak: niedorobiony melodyjny pałer
Drugi album hiszpańskiego Firestorm przynosi niezłą
mieszankę euro-power metalu z klasycznym heavy. Wpływy Gamma Ray i Helloween
przeplatają się z Judas Priest. Na poziomie instrumentalnym dzieje się dużo i
dobrze. Melodie dość ciekawe. Kompozycje też nienajgorsze. Byłaby średnia
europejska, czyli mocna szóstka, gdyby nie wokalista. Joseph Henmann to śpiewak
niedoszkolony. Gdy już wejdzie na wyższe rejestry, pieje czysto i konkretnie.
Również niskie tony wydobywa sprawnie. Tragedia trwa przez większość czasu
trwania płyty, gdy nadaje w swym naturalnym, środkowym paśmie. Chwilami wydaje
się mocno wcięty, zwłaszcza gdy próbuje „zjechać” niżej. Dziwne, że w gatunku
tak bardzo opartym na klasie wokalistów, pojawia się niedoróbka równie sroga.
Nie chce się do tej płyty wracać. Styl pijanego mistrza to nie ta kategoria... Więcej
na www.facebook.com/pages/firestorm/...
Vlad Nowajczyk [3.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz