sobota, 13 czerwca 2015

DELIRIOUS „Moshcircus”

Brzmi jak: Bay Area thrash
Nie pamiętam już, kiedy dokładnie zainteresowałem się Delirious. Z pewnością było to w mrocznych czasach blekowo-deafowej dominacji i przed powstaniem metalowych encyklopedii. Ktoś z moich kontaktów na soulseeku podesłał mi kapelę, w której miałem się natychmiast zakochać. Tak było. Młodych formacji thrashowych brakowało i Delirious stanowili powiew świeżości. Jak się wkrótce okazało, nie byli aż tacy młodzi. Zaczęli w 1990, więc obchodzą właśnie ćwierćwiecze.
Z tej okazji przerwali 9-letnią ciszę i wrócili z fantastyczną (innych nie zwykli nagrywać!) płytą „Moshcircus”. Choć wydali ją własnym sumptem, brzmienie i oprawa to pełna profeska. Przez ostatnie lata nie zapomnieli jak udowadniać, że duch Bay Area żyje w niemieckim Hamm. Delirious nigdy nie skupiali się na imitacjach. Od początku łączyli w całość wpływy wszystkich ważniejszych formacji z San Thrashisco. Z wyłączeniem Metalliki, bo to imigranci z LA przecież. Tym razem dodali odrobinę Destruction (szczyptę dosłownie) i trochę klimatów Running Wild. Efekt? Oszałamiający każdego fana thrashu. I tylko jedno, małe „ale”: początek albumu to nadmiar growli a’la Baryła z Horrorscope. Szczęśliwie Markus „Betty” Bednarek nie zapomina, że potrafi znakomicie śpiewać i dalej już stosuje bardziej różnorodne techniki.
Gdy Delirious wydawali poprzedni krążek, w Niemczech nie słyszano o nowej fali thrashu, a za przyszłość uznawano kapele typu Drone. Jak czas pokazał, tamtejsi promotorzy srodze się pomylili. Ogromnie ciekawym, jak po wieloletnim letargu zaprezentują się niemieccy, śmiało można użyć tego słowa, weterani. Trzymam kciuki.
www.facebook.com/deliriousthrash

Vlad Nowajczyk [9.5]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz