wtorek, 2 czerwca 2015

E-FORCE „Demonikhol”

Mausoleum Records
Brzmi jak: bezriff
Eric Forrest geniuszem jest. Pokazał to z VoiVod, potwierdził na debiucie E-Force. Z każdą kolejną płytą jego obecnej kapeli spadał niestety poziom wykonawczy personelu. Niby wszystko było dobrze... ale tylko dobrze. Nie genialnie. Teraz kanadyjsko-francuski duet, bo do takich rozmiarów skurczył się skład, zaserwował najsłabszy album w karierze dzielnego Erica. On sam postanowił bowiem zająć się obsługą gitary rytmicznej. Gitara w rękach urodzonego basisty, to się nie mogło dobrze skończyć. I dobrze nie jest. Szukasz riffów, słyszysz bas. Bas, bas, bas. Niby domyślasz się, jako wieloletni fan, co tam powinno być. Powinno, ale nie ma. I nagle wyskakuje solo. Fajne, ale nie mające nic wspólnego z nieistniejącym riffem...
Pomysł z gościnnymi solówkarzami wyśmienity, choć jedynym znanym grajkiem okazuje się Rob Urbinati (Sacrifice). Reszta to, poznani na trasach, muzycy bardzo podziemnych kapel.
Brak riffów nadrabiają kompozycje. Eric geniuszem przecież jest, jego kawałki mają moc i klimat. Chciałbym doczekać płyty, na której te ramy znów wypełnią instrumentaliści, dorównujący Forrestowi umiejętnościami. Na przykład Dan Lauzon.
www.facebook.com/eforceofficial

Vlad Nowajczyk [6]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz