Brzmi jak: prawie jak Salcesony
Musiało się to wreszcie zdarzyć. Były ostatnio płyty
znakomite, bardzo dobre, dobre i takie sobie. Dawno nie pisałem o płycie bardzo
złej. I oto z krainy szczęśliwych krów, sera i półlegalnej marihuany nadlatuje
Hellsight. Kiepska okładka nie zapaliła ostrzegawczej lampki, turpizm wszak
często gęsto wśród metalowej braci oddanych wielbicieli ma. Pierwsze dźwięki
nie zwiastowały katastrofy. Ot, fani Manowar sobie łoją. Wtedy weszły wokale.
Trzy naraz. Wszystkie fałszywe. Zamiast jednej lampki zapaliła mi się w głowie cała
cholerna choinka ze Starego Rynku. I tak było już do końca tej niewiarygodnie
złej płyty. Tragedią Szwajcarów jest fakt, że grają znośnie. Ich paszczowa
ekwilibrystyka przywodzi jednak na myśl nieodżałowane „Salcesony”, chyba
jeszcze nikt nie zbliżył się tak bardzo do tej szczecińskiej formacji
quasikabaretowej. Koszmar to mało powiedziane. Całej trójce parawokalistów należałoby
zakazać zbliżania się do mikrofonu na odległość 100 metrów.
www.facebook.com/hellsighttheband
Vlad Nowajczyk [2]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz