UKJ Records / Metalville
Brzmi jak: ciężki i przebojowy hardrock
Po osiemnastu latach od rozpadu, Ugly Kid Joe wraca z nowym
albumem. Znak czasu, zbierali na niego kasę na kickstarterze. Udało się, choć
mało kto urodzony później niż w połowie 80s kojarzy tą zacną kapelę. Jako że w
okresie ich prosperity byłem pacholęciem licealnym, kojarzą mi się bardzo
dobrze. Imprezy, dziewczyny, pierwsze zioło, piwko... UKJ byli wówczas bardzo
jajcarskim zespołem. Oprócz korzennej muzy liczyły się teksty, choćby taki „Neighbor”.
Były to czasy, gdy oryginalne wydanie kasety (rzadziej płyty, kosztowały
krocie) kupowało się dla tekstów właśnie.
Dziś Whitfield Crane i jego ekipa to ludzie twardo stojący
na ziemi. Muzyczny biznes wgniótł ich bowiem w grunt, gdy tylko uznano że „rock
umarł, teraz tylko rap”. Sam wokalista próbował się jeszcze utrzymać na
powierzchni, zasilając na moment Life Of Agony. Wreszcie, przed czterema laty,
zespół się reaktywował. Wzbraniali się przed planami wydawniczymi, ale i to
minęło.Najpierw była EPka, a teraz...
Efektem kilkuletniej pracy jest najdojrzalszy i najlepszy
krążek w karierze. Za wyjątkiem warstwy graficznej (zombi Joe jako Eddie!!!)
pozbawiony wątków humorystycznych. Wzorce te same: Black Sabbath, Led Zeppelin,
Ozzy solo, Motorhead. Gościnnie gra tu były gitarzysta tych ostatnich, Phil
Campbell. Niewymuszony, szczery, cholernie ciężki hard rock. Świetne piosenki
(tak, piosenki!), z których każda w złotych czasach MTV miałaby szanse stać się
hitem. Odrobina mrocznej aury, za którą z pewnością odpowiada epizod Crane’a w
Life Of Agony. Płyta obowiązkowa, jedna z najlepszych w tym roku. „Let The
Record Play”!
www.facebook.com/uglykidjoetheband
Vlad Nowajczyk [10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz