Brzmi jak: intrygujący thrash
Aż trzy lata czekał na wydanie ten interesujący krążek.
Przyczyny? Problemy ze składem, prowadzące nawet do czasowego zawieszenia
działalności kapeli. Na szczęście to już za nimi i Teksańczycy okazali swe
dzieło światu. Na początek wada: bębny. Są zbyt oszczędne, venomowskie, a
przydałaby się prawdziwa kanonada! Cała reszta bowiem miażdży i porywa do
szaleńczego headbangingu.
Wyobraźcie sobie połączenie Venom (te beczki… ale i wokal),
Slayera z „Hell Awaits”, debiutów Sacred Reich i Coronera oraz (odrobiny)
nowego Testamentu. Pasuje? Dodam, że wokale, sola, riffy i bas urywają dupę!
Zaskakująco (jak na debiut) udane kompozycje, z doskonałym instrumentalem „Feast
For Crows”. Taaak, są panowie zafascynowani sagą Martina. Ogień i krew, kurwa!
www.facebook.com/stormofswordsofficial
Vlad Nowajczyk [8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz