13th Real Recordings / discUNION
Brzmi jak: progresywny thrash, dobrze schłodzony
Jak się okazuje, nawet po czterdziestce można dokonywać
zaskakujących odkryć muzycznych. Japoński Doom istnieje od 1985 roku, a
usłyszałem ich ze dwa miechy temu. Lekcje odrobione, przesyłka z Tokio na
tapecie od poniedziałku. Zaczynamy od najnowszej (marzec 2016) i najkrótszej
płyty.
Pierwsze skojarzenie: to jakaś popierdolona kontynuacja „Grin”
Coronera. Uwaga: Doom wplótł industrial w swój techno-thrash już w 1991 roku! Kolejne:
VoiVod. Z zastrzeżeniem, iż poplątane i progresywne łojenie prezentowali
Japończycy równolegle z kanadyjskimi bogami. Znajdziecie tu również odrobinę
ducha wczesnego Celtic Frost i tu z pewnością leżą metalowe inspiracje tria.
Niemetalowe, za to obecne w tle, to Rush. Ta muza, chwilami odhumanizowana i
zimna, potrafi również zaskoczyć piękną melodią (instrumentalna „Siesta…”). Opanowanie
instrumentów wręcz cyrkowe, przy doskonałym, rockowym feelingu. Fenomenalny
krążek, cofający w czasie o ponad ćwierć wieku, a jednocześnie ponadczasowy. Na
kolana.
www.facebook.com/official.doom.real
Vlad Nowajczyk [10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz