środa, 15 lutego 2017

STONE MAGNUM „From Time… To Eternity”



Witches Brew
Brzmi jak: klasyczny doom
Jak cudnie! O take doomy walczylyśmy! Nie stonery, nudne jak flaki z olejem, ino pyszne, hewimetalowe doomy. 90 minut klasycznego grania na tym dwupłytowym zestawie to solidna porcja grania, które kruszy mury. Choć „oficjalnie” to drugi album Amerykanów z „jedynką” w roli bonusu, od tej ostatniej zacząłem.
„Stone Magnum”, oryginalnie wydany tylko na winylu, arcydziełem nie jest. Dużo tu zrzynek z Black Sabbath (od „Sabotage” po „Never Say Die”), ale fundament to wczesne Trouble. Efekt byłby nadal bardzo dobry, gdyby nie wokale. Dean Tavernier (mózg Skullview!) gitarzystą jest, wokalistą zaś… nie powinien. Ostro jedzie po krawędzi, próbując wyciągać wysokie i niskie tony. Męczybuła jeden!
Rok później zgrzytów już nie było. Dean przekazał mikrofon nowemu śpiewakowi. Nick Hernandez okazał się zaś właściwym człowiekiem. Śpiewa obłędnie. Wpływy? Trouble, Saint Vitus, Pentagram, Candlemass, Count Raven, Solitude Aeturnus. Efekt? Przepiękna płyta. Zespół poczynił duży krok naprzód, można tego słuchać bez końca.
Za „FTTE” dycha, za debiut mniej, ale łączna ocena musi być wysoka. Mając do odsłuchania 30 innych płyt, na kilkanaście godzin zniknąłem w świecie brzydkich grubasów ze Stone Magnum. I, do kroćset, będę tam często wracał.
www.stonemagnum.bandcamp.com
Vlad Nowajczyk [9]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz