wtorek, 3 października 2017

KORPUS „Respekt”



Brzmi jak: gówno
Rzadko zdarza mi się, że jednej płyty słucham aż trzy dni. Nie, nie bez przerwy. Z dużymi przerwami na zrobienie notatek i zaczerpnięcie powietrza. Już od pierwszych dźwięków debiutanckiego krążka Korpusu wiedziałem, że nie będę chciał tego doświadczenia powtarzać. O tak, jeden odsłuch rozłożony na trzy dni. Najwięcej, ile byłem w stanie poświęcić tej koszmarnie złej muzyce.
Wybaczcie, nie będzie tu misternie skleconych zdań. Jest chęć wyplucia, pozbycia się negatywnych emocji i jak najszybszego przejścia do muzyki dobrej i bardzo dobrej.
Korpus to spóźnieni debiutanci, ciąża przenoszona o 35 lat. Być może kiedyś coś znaczyli, dziś są kuriozalni. Jedziemy, początek płyty, oto lista zrzynek, od których zęby bolą: Lombard (niedociągający wysokich tonów Stróżniak na wokalu), Budka Suflera, Kombi (te klawisze!!!), Perfect, Oddział Zamknięty i… Dżem. O ile większość z wyżej wymienionych ma w dorobku solidne numery, Korpus zrzyna z tych najbardziej wytartych, zgranych, słabowitych.
„Bal żebraków”, szósty kawałek na płycie, przynosi spowolnione TSA i  fajny patent a’la Turbo. Jedyną ciekawą solówkę znajdziecie zaś w „Esemes”, kawałku żywcem wyjętym z tfurczości Ich Troje. „Imperator” to znów Turbo i trochę Purpli. Gdy już zastanawiałem się, czy aby zespół się nie rozpędził, nadeszły kolejne ciosy. Koszmarny gniot „Nienasyceni” to poziom „Filiżanki” Michała Wiśniewskiego.  Na sam koniec zaś kawałek tytułowy, z pseudorapowaną frazą i riffem Nickelback. Dodam tylko, że wszystkie teksty idealnie pasowałyby do Ich Troje.
ZERO RESPEKTU.
www.facebook.com/korpusheavymetal
Vlad Nowajczyk [0]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz