Ragnarök Records
Brzmi jak: progresywny
power/thrash
Chicagowskie Souls Demise
nie doczekało premiery debiutanckiego krążka. Rozpadło się ostatecznie w 2011
roku. Zresztą „Angels Of Darkness” nie jest pełnoczasową płytą, a kompilacją
czterech demówek, w tym dwóch niewydanych. Z pewnością zespół ten nie był
przykładem właściwego prowadzenia kariery. Dlatego tę znakomitą muzę słyszymy
dopiero teraz…
Do rzeczy zatem. Souls
Demise gra progresywny power/thrash, nie uchylając się przed wpływami Death. Jeśli
wyświetla Wam się nazwa „Nevermore”, trop to słuszny. Ani przez moment nie mamy
tu jednak do czynienia ze zrzynkami z Warrela. Ano właśnie. Tu jest pies pogrzebany.
Żaden z czterech (!) wokalistów nie zagrzał w SD miejsca zbyt długo.
Na początek, dysponujący ciekawym,
chrapliwym głosem, Mike Nowicki. Jego wokale podniosły jakość muzy, którą
wcześniej opatrzył swymi partiami Jamie Pokusa (dziś malujący ryj i skrzeczący
w jakiejś leśnej hordzie, wówczas z kluchą w gardle). Słabsze, wcześniejsze
wersje powędrowały na koniec składanki.
Później demo z Randy Barronem
. Ów, znany z Tyrant’s Reign, śpiewak, przyjął dziwną, mustainowo-hetfieldową
manierę na „swojej” demówce. Zrezygnował z niej na rzecz swojego naturalnego
głosu tylko na jeden numer, „No Hero”. I jest to kawałek genialny.
Finalny materiał Souls
Demise zarejestrowali z Andre Almarazem. Gość, który dziś smęci jakiegoś
sladża, tu zaprezentował się wszechstronnie znakomicie. „No Tomorrow” to
najlepszy kawałek w historii grupy.
Cała płyta brzmi
świetnie, na studio nikt tu nie żałował. Tym bardziej niezrozumiałe wydaje mi
się pisanie takiej muzy do szuflady. Z drugiej strony trzy zmiany frontmana
musiały się odbić na psychice instrumentalistów. Jeśli jeszcze raz dadzą sobie
szanse, będę o tym wiedzieć.
www.facebook.com/souls-demise-...
Vlad Nowajczyk [8.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz