poniedziałek, 15 stycznia 2018

SOULS DEMISE „Angels Of Darkness”



Ragnarök Records
Brzmi jak: progresywny power/thrash
Chicagowskie Souls Demise nie doczekało premiery debiutanckiego krążka. Rozpadło się ostatecznie w 2011 roku. Zresztą „Angels Of Darkness” nie jest pełnoczasową płytą, a kompilacją czterech demówek, w tym dwóch niewydanych. Z pewnością zespół ten nie był przykładem właściwego prowadzenia kariery. Dlatego tę znakomitą muzę słyszymy dopiero teraz…
Do rzeczy zatem. Souls Demise gra progresywny power/thrash, nie uchylając się przed wpływami Death. Jeśli wyświetla Wam się nazwa „Nevermore”, trop to słuszny. Ani przez moment nie mamy tu jednak do czynienia ze zrzynkami z Warrela. Ano właśnie. Tu jest pies pogrzebany. Żaden z czterech (!) wokalistów nie zagrzał w SD miejsca zbyt długo.
Na początek, dysponujący ciekawym, chrapliwym głosem, Mike Nowicki. Jego wokale podniosły jakość muzy, którą wcześniej opatrzył swymi partiami Jamie Pokusa (dziś malujący ryj i skrzeczący w jakiejś leśnej hordzie, wówczas z kluchą w gardle). Słabsze, wcześniejsze wersje powędrowały na koniec składanki.
Później demo z Randy Barronem . Ów, znany z Tyrant’s Reign, śpiewak, przyjął dziwną, mustainowo-hetfieldową manierę na „swojej” demówce. Zrezygnował z niej na rzecz swojego naturalnego głosu tylko na jeden numer, „No Hero”. I jest to kawałek genialny.
Finalny materiał Souls Demise zarejestrowali z Andre Almarazem. Gość, który dziś smęci jakiegoś sladża, tu zaprezentował się wszechstronnie znakomicie. „No Tomorrow” to najlepszy kawałek w historii grupy.
Cała płyta brzmi świetnie, na studio nikt tu nie żałował. Tym bardziej niezrozumiałe wydaje mi się pisanie takiej muzy do szuflady. Z drugiej strony trzy zmiany frontmana musiały się odbić na psychice instrumentalistów. Jeśli jeszcze raz dadzą sobie szanse, będę o tym wiedzieć.
www.facebook.com/souls-demise-...
Vlad Nowajczyk [8.5]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz