Metalville
Brzmi jak: gówno
Praca recenzenta jest
niewdzięczna. Obojętnie, jak uważnie patrzysz pod nogi, gówno pojawi się i tak.
Przyjdzie pocztą.
Nie wiedziałem, kim jest
Thobbe Englund. Serio. Zobaczyłem zgrabne logo, całkiem spoko okładkę,
pomyślałem „europower”. Bez zgrzytania zębami, co miało miejsce jeszcze parę
lat wstecz. Inne gatunki metalu obecnie mnie irytują.
Już od pierwszych
dźwięków wiedziałem, że będzie źle. Bo i od razu Thobbe zaczął się popisywać
solówkami. Wielu gitarzystów tak czyni, solowe płyty wioślarzy to często rak,
ale do kroćset, trzeba mieć w palcach ogień, by takowe nagrywać. Thobbe jest
zaś niczym Tereska płaska jak deska, przyodziana w superobcisłą bluzę i ze
stanikiem wypchanym skarpetkami. Tak, Thobbe sądzi, że jest Malmsteenem. Ba,
nawet go coveruje! Żałosne pitolenie!
Dodam, że nieopatrznie
włączyłem ten krążek w godzinach funkcjonowania rodzinki mej. „Tato, ale to
jest słabe”. Córka swojego ojca szybko zauważyła różnice między Thobbe a
słuchanym kwadrans wcześniej HammerFallem. Tu nie ma metalowych jaj ani riffów,
dobrych melodii i klasowego śpiewu. Jest za to Joakim Brodęn jako gościnny
chórkowicz i nasz bohatyr jako główny „wokalista”. Dochodzimy do sedna. Piąty
(!!!) solowy krążek Englunda posklejany jest (moim skromnym zdaniem) z odpadów,
których nie chciał Sabaton. Posiada jedną, za to ogromną zaletę: szybko się
kończy.
www.facebook.com/thorbjorn.englund
Vlad Nowajczyk [0]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz