poniedziałek, 15 stycznia 2018

WHITE WIZZARD „Infernal Overdrive”



M-Theory Audio
Brzmi jak: progresywny heavy/power metal
Długich pięć lat minęło od poprzedniej płyt White Wizzard, w międzyczasie skład zespołu posypał się całkowicie. Jon Leon zdołał jednak namówić do trzeciego powrotu świetnego wokalistę Wyatta Andersona. Po raz drugi do tej samej rzeki wszedł gitarowy wymiatacz James J. LaRue, który po obcięciu włosów wygląda niczym japiszon.
Długich dziewięć numerów trwa ponad godzinę i przyznać muszę, że za pierwszym razem miałem uczucie obcowania z chaosem. Nie pomaga produkcja, zwłaszcza pływające poziomy głośności. Bądźmy szczerzy, takie błędy nie mają prawa się zdarzać na poważnych płytach. Duża krecha.
Gdy już oswoiłem się z zawartością krążka, poszło z górki. Nauczyłem się nie słyszeć przydługich solówek, które lepiej nadawałyby się na solowy album z gitarową masturbacją. Tutaj niepotrzebnie rozciągają kawałki. Kawałki, w których dzieje się na tyle dużo, że i tak rozepchane są do granic percepcji. Jak na heavy metal oczywiście. Heavy metal czerpiący z Judas Priest, Iron Maiden, Dio, Blind Guardian i… VoiVod. No właśnie, elementy progresywne nie pochodzą tu od Dream Theater i za to chwała ekipie z LA.
Jeśli ten skład się utrzyma, może być „Infernal Overdrive” początkiem pięknej przygody. O ile zdołają się opamiętać i skoncentrują na komponowaniu zgrabnych numerów, niekoniecznie eksplodujących popisami.
www.facebook.com/whitewizzard
Vlad Nowajczyk [7.5]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz