M-Theory Audio
Brzmi jak: progresywny
heavy/power metal
Długich pięć lat minęło
od poprzedniej płyt White Wizzard, w międzyczasie skład zespołu posypał się
całkowicie. Jon Leon zdołał jednak namówić do trzeciego powrotu świetnego
wokalistę Wyatta Andersona. Po raz drugi do tej samej rzeki wszedł gitarowy
wymiatacz James J. LaRue, który po obcięciu włosów wygląda niczym japiszon.
Długich dziewięć numerów
trwa ponad godzinę i przyznać muszę, że za pierwszym razem miałem uczucie
obcowania z chaosem. Nie pomaga produkcja, zwłaszcza pływające poziomy
głośności. Bądźmy szczerzy, takie błędy nie mają prawa się zdarzać na poważnych
płytach. Duża krecha.
Gdy już oswoiłem się z
zawartością krążka, poszło z górki. Nauczyłem się nie słyszeć przydługich
solówek, które lepiej nadawałyby się na solowy album z gitarową masturbacją.
Tutaj niepotrzebnie rozciągają kawałki. Kawałki, w których dzieje się na tyle
dużo, że i tak rozepchane są do granic percepcji. Jak na heavy metal
oczywiście. Heavy metal czerpiący z Judas Priest, Iron Maiden, Dio, Blind
Guardian i… VoiVod. No właśnie, elementy progresywne nie pochodzą tu od Dream
Theater i za to chwała ekipie z LA.
Jeśli ten skład się
utrzyma, może być „Infernal Overdrive” początkiem pięknej przygody. O ile zdołają
się opamiętać i skoncentrują na komponowaniu zgrabnych numerów, niekoniecznie
eksplodujących popisami.
www.facebook.com/whitewizzard
Vlad Nowajczyk [7.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz