Brzmi jak: melodyjny
heavy/thrash
Kanadyjski kwartet nie
odkrywa Ameryki. Ich muza to rzetelny heavy/thrash, jaki na tym kontynencie gra
się od ponad ćwierć wieku. Jedenaście sprawnie skomponowanych i błyskotliwie
zagranych kawałków składa się na ich debiut. Wpływy Metalliki (z Kill’em All), Anthrax,
Iced Earth (współczesnego), Nevermore i… Crimson Glory. Nie wspomniałem o
wokalu, bo to osobna kwestia. Leo Flint umie się wydrzeć po punkowemu,
zaśpiewać wysoko jak Stu Block, a i niżej, niczym późny Warrell Dane. W
balladowych fragmentach kojarzy się zaś z… Markiem Piekarczykiem. Podziwu godna
wszechstronność. Trzy ostatnie kawałki pochodzą z wcześniejszej demówki, ale
pasują do reszty materiału znakomicie. Solidny debiut.
www.facebook.com/oneminuteshy
Vlad Nowajczyk [8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz